WSPOMNIENIA
z lat 1917 -1918
Jadwigi z Wierzbickich Pinińskiej
---Miało
to być"Zjednoczenie Wojskowych Polaków", ale duża ilość
cywilnych osób, chetnych do zrzeszenia się we wspólnym Związku - zaważyła
na decyzji obecnych. Tak powstało "Zjednoczenia Polaków w Helsingforsie"
z zarejstrowanymi 4000 członków, w tej liczbie sporo osób z pobliskich
miast i miasteczek Finlandii. W jakiś czas potem grupa członków Zjednoczenia
z historycznego miasta Turku (Äbo) nadesaa na ręce naszego księdza
Proboszcza Turosieńskiego dar dla Zjednoczenia: pięknie wyhaftowany
sztandar.
---Chrzciny sztandaru odbyły się w naszym
kościele Parafialnym na uroczystej Mszy św.. Chrzestnymi Matkami były
dwie młode panny w białych sukniach z amarantowymi szarfami - sliczna
blondynka Eugenia Wróblewska i autorka niniejszych wspomnień. Po nabożeństwie
Polacy w pochodzie udali się do Brunsparku na grób rewolucjonisty-marynarza.
Po krótkim przemówieniu Prezesa Zjednoczenia i po złożeniu wieńca
- pomaszerowano na Esplanade pod pomnik wielbionego przez Finlandczyków
poety Runeberga. Pamięć jego uczczono piękna biało-czerwona wiązanką
kwiatów i okolicznościowymi przemówieniami. Na tym skromna manifestacja
została zakończona.
---"Zjednoczenie" składalo
się z paru sekcji. Czynna byłam w dwóch: Odczytowej i Dramatycznej.
Podaganki zawierały wiadomości o Polsce, o Jej historii, o walce z
caratem, o Jej sławnych ludziach, o kulturze. Kiedy recytowałam "Pana
Tadeusza" - cisza była na sali, jak makiem zasiał. Były i łzy
wzruszenia... Chętnie uczęszczano na lekcje polskiego. A Sekcja Dramatyczna
grała na scenie, śpiewała, tańczyła. Unikało się dramatów. Stęsknionym
do Ojczyzny Polakom należała się rozrywka, a nie brakło najprzedniejszych
perełek humoru w komediach Bałuckiego, Korzeniowskiego, Rapackiego
i in. z królem komedii polskiej Al. Fredro na czele. Dyrekcja gmachu
Teatru Rosyjskiego, który nie posiadał stałej trupy, chetnie odnajmowała
sale naszemu zaspołowi. Na jednym z pierwszych przedstawien graliśmy
zabawną jednoaktówkę: "Podejrzana osoba", którą reżyserował
i w której grał role zazdrosnego męża Antoni Stukiewicz, dyrygent
chóru kościelnego, posiadacz pięknnego barytonu, scenicznej aparycji
i wyraźnej dykcji. Komicznym safanduła-lokajem, o wyjątkowo głupiej
gębie był mój brat Wieslaw Wierzbicki, w życiu wybitnie przystojny,
młodziutki podchorąży. Ja byłam uciśnioną ofiarą swego męża.
|
Tremę mieliśmy dużą, toteż nie obeszło się bez wpadki, a raczej przejęzyczenia:
zazdrosny mąż, nie poznawszy w półmroku swego lokaja, przymierzającego
nowy frak pana - pogonił za domniemanym amantem żony, grożąc straszliwą
zemstą. Amanta nie dogonił, zdążył mu tylko urwać połe fraka. Wymachując
tą połową w furii krzyczał: "Dzieci niańkom będą opowiadały o
tej zbrodni." Nie wiem czy publiczność zauważyła błąd - myśmy
za kulisami płakali ze śmiechu.
---Następna komedia, grana przez nasz
zespół, był"Majster i Czeladnik" Korzeniowskiego. Trudną
rolę ojca Basi doskonale zagrał młody żołnierz swieżo przybyły z frontu.
---Zespół nasz z początku nieliczny,
powiekszał się z każdym dniem. Przybyła żona wojskowego Wiktoria Kokińska,
jak się później okazało świetna " charakterystyczna". Z
nia w roli głównej zagraliśmy zabawną sztukę "Ciocia Femcia".
Sympatyczna Wikcia była śmieszną, zmanierowaną, udajacą arystokratkę
Ciocia. Mnie przypadła w udziale rola młodziutkiej kaprysnej narzeczonej,
zrywającej zaręczyny. W ostatniej scenie wchodzę do salonu, gdzie
czeka na mnie zrozpaczony młodzian. Dzwigam stos pudełek i mówie srogo:
"Oto są Pana bombonierki, siedem tylko, bo trzy kotka rozerwała,
ale jeśli Pan chce - mama odkupi. Cukierków nie ma, bom zjadła"...
Głośik drgnął, w oczach pokazały się łzy. Chłopiec podbiegł, złapał
za rączki. Pudełka się rozsypały. Happy end.Ta rola przyniosła mi
pewną popularność. Na ulicy, w parku czy w kawiarni, słyszałam nieraz
znajome mi słowa: "Cukierków nie ma, bom zjadł". W Helsinkach
rzadko można było usłyszeć polski język, toteż sensacja była duża,
tym większa, że nie znałam tych osób.
---Nasz bardzo czynny i ambitny Prezes
Julian Tołłoczko, marzył o wystawieniu klasycznej komedii "Damy
i Huzary". Można było spróbować. Zespół był spory. Liczba amatorów
zwiększyła się o dwudziestoletnią przystojna pannę Stefanie P. Reżyser
p. Tołłoczko dał jej role, o której skrycie marzyłam, role najmłodszej
z dam. Mnie się dostała - pokojówka Fruzia. Reżyser dobrze wybrał.
Cicha, skromna Stefcia, w roli kokieteryjnej, uwodzicielskiej, pełnej
wdzięku damy, oczarowała nie tylko swego partnera majora, ale całą
publiczność. Otrzymała burzliwe brawa i najpiękniejsze kwiaty. Zespół
nazwał ja swoją"Gwiazdą". Szkoda tylko, że tak szybko znikneła
z naszego firmamentu - wyjechała z rodziną do Rosji. Jakie były jej
dalsze losy - nie wiem.
---Koncerty organizowane przez Sekcje
Dramatyczną miały zawsze duże powodzenie. Było sporo dobrej muzyki,
śpiewu, recytacji. Szczególnie upamiętnił mi się "uroczysty Wieczór",
zakończony występem baletu.
|